Strona główna
ezotlo (4 kB)

7 lutego 2025

Lekarska kontrofensywa

Od pewnego czasu w Polsce uaktywniły się siły walczące z szarlatanami, czyli zielarzami, uzdrowicielami, bioenergoterapeutami itd. Gdy tylko pojawi się ktoś bezczelnie zarabiając na chorych, na przykład sprzedając przez Internet dziwne mikstury, natychmiast rusza machina zohydzania przy okazji całej medycyny alternatywnej, w której to machinie określenia takie jak znachor czy szarlatan są jednymi z łagodniejszych.

Niedawno pojawiły się projekty rzeczywistego karania lekarzy, którym udowodniono zaniedbania i błędy. Wszyscy wiedzą, że środowisko medyczne bardzo skutecznie chroni się przed odpowiedzialnością. W tym wypadku twierdzą, że za ich błędy odpowiada system, a nie oni. Piszę to na podstawie publikacji w Internecie na stronach takich jak np. Medonet czy strona Rzecznika Praw Pacjenta. Jak jest w rzeczywistości? Wielu pacjentów ma przykre doświadczenia z lekarzami, którzy najwyraźniej mają pacjentów „w głębokim poważaniu” i – jak wielu przedstawicieli wszelakich zawodów w Polsce – myśli głównie o tym, jak tu dużo zarobić, a nie narobić się. Przykład z mojego podwórka. Moja teściowa zachorowała. Pan doktor nie raczył się udać do leżącej chorej i „leczył” ją przez telefon. Gdy nie dał rady, skierował do szpitala, gdzie byli bardzo zdziwieni informacją, że pan doktor pacjentki nie widział przed wypisaniem skierowania. Teściowa pobyła w szpitalu i wróciła do domu. Zmarła kilka tygodni później. Kto wie, jak by było, gdyby trafił się normalny lekarz. Niestety, niektórzy od czasu pandemii przyzwyczaili się do leczenia przez telefon. Sam wielokrotnie stykałem się z lekarzami i pielęgniarkami, raczej korzystającymi z systemu, by ukryć swój brak kwalifikacji i zwykłe nieróbstwo, choć muszę przyznać, że zdarzały się też przeciwne zdarzenia. Nie wszyscy z dyplomami służby zdrowia myślą głównie o sobie i karierze.

Szybko obrońcy lekarzy znaleźli inny sposób na odwrócenie od nich uwagi społeczeństwa. Oto Rzecznik Praw Pacjenta wymyślił, żeby karać grzywną 500 tysięcy złotych wszystkich, którzy nie są lekarzami i nie są w stanie udowodnić, że ich metody uzdrawiania są skuteczne. Ciekawe jak? Przecież badania skuteczności przeprowadzaliby lekarze. A który uzdrowiciel wykonuje jakieś biurokratyczne badania skuteczności? Większości wystarczy satysfakcja i zdrowy klient. Restrykcje nie dotykałyby jedynie pojedynczych „szarlatanów”, ale i przedsiębiorstwa stacjonarne, np. gabinety biorezonansu. A od kiedy to w polskim prawie podejrzany musi udowadniać swoją niewinność? Co z domniemaniem niewinności? Jednym słowem, wycinamy wszelką konkurencję dla lekarzy i firm farmaceutycznych.

Trudno zrozumieć, jaka moralność każe lekarzom i redaktorom różnych gazet czy telewizji mieszać oczywistych oszustów z uzdrowicielami, latami pomagającymi ludziom, określając na przykład szarlatanami i jednych i drugich. Nigdy nie spotkałem się w mediach głównego nurtu z informacją, że uzdrowiciele po kursach (czyli dyplomowani) nie tylko nie zabraniają, ale wręcz zaznaczają, iż nie należy przerywać leczenia (niektórzy wręcz wymagają podpisu, że klient został poinformowany o konieczności postępowania według zaleceń lekarza). Przeciwnie, zwykle przy każdym reportażu o szarlatanach zaznacza się, że znachorzy namawiają do przerwania leczenia. Owszem, mogą się zdarzać tacy dziwni ludzie, ale żaden myślący i pragnący działać zgodnie z prawem uzdrowiciel czy bioenergoterapeuta nie zrobi czegoś tak głupiego. O tym jednak nie dowiemy się z Gazety Wyborczej, telewizji państwowej czy TVN, radia RMF i tym podobnych. Oczywiście, pisząc o telewizji państwowej miałem na myśli obecną, ale i tą z czasów władania PiS-u. Stosunek do medycyny alternatywnej jest taki sam przy każdym ugrupowaniu będącym u władzy. I nawet Konfederacja, strojąca się w pióra obrońców nieortodoksyjnych metod uzdrawiania, nie byłaby lepsza, gdyby rządziła, z czego nie zdają sobie sprawy niektórzy w środowisku uzdrowicieli. Bo takie są mechanizmy władzy, zwykle powiązanej z wielkimi pieniędzmi, również tymi związanymi z firmami farmaceutycznymi.

Wracając do pomysłów karania wszystkich bez dyplomu lekarza, wynika z nich, że zarabiać mają prawo tylko lekarze i firmy farmaceutyczne, a gdy ktoś pomoże komuś, kogo lekarze nie chcą lub nie potrafią wyleczyć, zostanie ogłoszony szarlatanem i ukarany. W krajach zachodnich istnieje coraz większa współpraca medycyny z alternatywnymi metodami uzdrawiania, u nas będzie się karać uzdrowicieli. Proponuje się nam niemal nową Inkwizycję. Średniowiecze. Oczywiście, powinno się karać tych którzy szkodzą, proponując np. nalewki z wody własnej produkcji, ale wrzucanie do jednego worka wszystkich uzdrowicieli? A czy lekarze, którzy szkodzą pacjentom będą nadal w Polsce bezkarni?

Rzecznik Praw Pacjenta broni pacjentów, zabierając im prawo do wyboru sposobu leczenia i uzależniając ich od jedynie słusznej opcji. Wracamy do komuny?