Strona główna
ezotlo (4 kB)

8 stycznia 2023

Polityka a niedziałanie

Christina von Dreien wiele uwagi poświęca kwestii niedziałania. W jej rozumieniu jest to powstrzymywanie się od działania zawsze, gdy widzimy że jesteśmy skłaniani do popierania sił nieświatła.

Łatwo powiedzieć! Problem w tym, że każdy z nas jest obarczony bagażem doświadczeń i związanych z nimi poglądów. Skuszę się na stwierdzenie, że każdemu wydaje się, że reprezentuje Światło i sprzeciwia się nieświatłu. Dla fanatycznego muzułmanina nieświatłem będą wszyscy „niewierni” czyli innowiercy. Dla fanatycznego katolika Światłem będzie Bóg, a wszyscy, którzy tkwią w innych religiach są nieświatłem. Polityk uważa, że jego partia jest po stronie Światła. Lekarze sądzą, że nieświatłem są znachorzy i uzdrowiciele, ci zaś lekarzy uważają za najgorsze zło. To są przykłady tego, jak daleko zabrnęliśmy w działania nieświatła, bowiem – w moim rozumieniu – takie polaryzacje i nienawiść do innych niż my, jest właśnie działaniem na rzecz nieświatła. Nie szukamy zgody z oponentami; staramy się raczej narzucić innym swoją wizję rzeczywistości bez zwracania uwagi na ich argumenty. Nie szukamy prawdy, a jedynie potwierdzenia własnej jej wersji.

Weźmy nasze podwórko. Jeśli nie zgadzamy się z obecnie rządzącymi, sprzeciwem będzie zagłosowaniem w wyborach przeciw nim, czy może niepójście na wybory? Oczywiście, większość krzyknie, że trzeba brać udział w wyborach, że to nasz obywatelski obowiązek, że rezygnując z niego rezygnujemy z wpływu i przez nas obecna partia rządząca zostanie przy władzy. A jeśli ktoś uważa, że wszyscy politycy są siebie warci i stoją raczej po stronie nieświatła? Logicznym sprzeciwem będzie nieuczestniczenie w zabawach polityków, ich grach i oszustwach. Nie idąc na wybory okazujemy nasz sprzeciw wobec całego systemu. Nie chcemy wybierać mniejszego, ale przecież zła. Jednak ryzykujemy, że że tym samym zostanie wybrane większe zło.

Dla jasności: nie namawiam do czegokolwiek, ani do wyborów jakiejkolwiek partii. To tylko przykład tego, że rzeczywistość nie jest prosta i ludzie mają różne opinie na temat tego, co jest dobre, a co złe.

Myślę, że naszym głównym drogowskazem powinno być w każdej sytuacji nasze sumienie, połączone z odrobiną rozsądku. Co mam na myśli, pisząc o rozsądku? Nic ponad to, żeby zastanawiać się nad następstwami naszych działań i zachowań.

Czy matka idąca z małym dzieckiem w marszu protestacyjnym w jakiejkolwiek słusznej sprawie dobrze robi? Przecież sprzeciwia się złu. Czy wzięła pod uwagę możliwość pobicia jej lub jej dziecka przez policję (choćby przypadkiem) lub przez bandytów z kontrmanifestacji? Czy pomyślała, że może trafić do szpitala lub więzienia, fundując dzieciom trudne przeżycia, a może ciężki los na resztę życia? A przecież tylko chciała pokojowo sprzeciwić się złu. A może przypadkiem tam się znalazła i nie przyszło jej do głowy, by natychmiast uciekać daleko od manifestacji? Nie ma nic złego w walce ze złem, jeśli nikt z naszych bliskich na tym nie ucierpi. Musimy wybrać, czy chcemy walczyć ze złem wbrew krewnym, jeśli są temu przeciwni, ale – sądzę – nie wolno nam narażać dzieci. To dość skrajny przykład, ale zawsze warto zastanowić się, co spowodują nasze decyzje i postępowanie, nie tylko w sprawach wielkich, ale w codziennych, zwykłych, jak na przykład kupienie dziecku kolejnego cukierka.

Polityka jest wyjątkowo trudną dziedziną, jeśli chodzi o ocenę. Jest tak dużo zmiennych, że naprawdę trzeba geniusza, bo połapać się w tym wszystkim i nie dać się zwieść obietnicom bez pokrycia. Żaden przeciętnie inteligentny człowiek nie zapamięta wszystkich zdarzeń czy wypowiedzi świadczących na korzyść lub niekorzyść wszystkich partii i ich przedstawicieli. Jak więc mamy wyrobić sobie opinię? Polegać na ekspertach? Na wrażeniu z ekranu telewizora? Wielu kieruje się właśnie tym, jak politycy wypadają w mediach. Jednak to jeden z gorszych sposobów oceny, bowiem politycy zatrudniają całe sztaby ludzi od wizerunku (czytaj: umiejętnego oszukiwania).

W Polsce politycy uchwalili sobie ordynację wyborczą, pozwalającą partii czy jej szefom decydować, kto ma wejść do struktur władzy i do parlamentu. Nie liczy się, ile głosów dostanie ten, który wygrał wybory, ale to, co o nim sądzi przewodniczący, czy grupa ludzi zarządzających partią. A oni muszą być w polityce, nawet jeśli ludzie na nich nie głosują. Obecna władza już teraz ustawia sobie wybory, poprzez przesuwanie tych regionalnych, poprzez pomysły stawiania nowych lokali wyborczych przy kościołach, poprzez zmuszanie samorządów, aby zapewniały transport starszym i wyborcom. Czy to wszystko nie jest cichym fałszowaniem naszych wyborów? Dlatego uważam, że należy zastanowić się nad udziałem w tym cyrku. Niestety, tak myślących jest mało, więc nie idąc na wybory pozwalamy decydować innym. Tylko powszechna odmowa uczestniczenia w wyborach mogłaby wywrzeć jakiś wpływ na postępowanie polityków.

Jeśli chciałoby się dokładnie wcielić w życie zalecenia Christiny odnośnie niewspierania zła, należałoby po prostu nie iść na wybory i olać polecenia polityków. Jakoś nie wierzę, że wśród tych zajmujących się latami rządzeniem i walką o władzę, jej zdobycie oraz utrzymanie i o pieniądze z tą władzą związane, są ludzie, których ta mistyczka nazwałaby niosącymi Światło. Jednak taka odmowa jest obecnie nierealna. Jesteśmy tak zanurzeni w bagnie, że nie jesteśmy, jako zbiorowość, wystarczająco jednomyślni i zorganizowani. Dlatego wybieramy „mniejsze zło” i karnie chodzimy na wybory, mając nadzieję, że tym razem „nasi” wygrają i zrobią porządek. A oni, gdy już są przy władzy, robią porządek: przejmują spółki, „urządzają” swoje rodziny, biorą łapówki, bawią się za nasze pieniądze. Rządzą. W różnych krajach jest różny stopień nasilania takiego stylu sprawowania władzy. Różne są też partie i poszczególni politycy: jedni pilnują się, by nie przesadzić, inni czerpią pełnymi garściami z rogu obfitości wszelakiej, bez wstydu i żadnych zahamowań. Całość jednak oparta jest na kłamstwie i iluzji demokracji.

Uważam, że powinniśmy sprzeciwić się politykom właśnie poprzez niedziałanie. Nie przyłączajmy się do ich inicjatyw, nie wspierajmy partii pieniędzmi. Olejmy ich wiece wyborcze. Nie zapraszajmy do telewizji (czy to możliwe?), nie czytajmy ich wywiadów. Może wtedy, gdy większość wyborców by tak robiło, dotarłoby do naszych władców, że są sługami społeczeństwa, a nie jego królami, elitami czy jak tam ich nazwać. A przy wyborach, jeśli już pozostajemy w obecnym systemie demokratycznym, głosujmy tylko na tych, którzy swoim życiem udowodnili, że naprawdę chcą coś zrobić dla nas i którzy mają na tym polu osiągnięcia.

Ostatecznie jednak powinniśmy dążyć do demokracji możliwie jak najbardziej bezpośredniej. Bo znając ludzi, mamy większe szanse, że wybierzemy tego uczciwego, nie omamieni magią telewizji i wyborczych obietnic.