Strona główna
ezotlo (4 kB)

Rozwój osobisty a polityka

Kraje zachodnie zwykle uważa się za ostoję demokracji. Jak wszyscy wiemy, władzę i wiele instytucji społecznych wybiera się w powszechnych - mniej lub bardziej - wyborach. To my decydujemy, jak się powszechnie uważa, o tym, kto będzie nami rządził. Kto najlepiej będzie reprezentował nasze interesy.

Na papierze, w dokumentach wygląda to nieźle. Niestety, w rzeczywistości jest znacznie gorzej. Rządzą nami ludzie przypadkowi, nieprzygotowani, nieodpowiedzialni i dbający głównie o siebie.

Szukając kandydata na jakiś urząd, wybieramy osobę, która najlepiej wypełni zadania, jakie przed nią stawiamy. Tak nam się wydaje. Czy rzeczywiście? Otóż, nie.

Zwykle nie znamy osobiście tych, którzy chcą nas reprezentować. Czasem znamy, gdy wybieramy władze lokalne. Co tak naprawdę o nich wiemy? To, co chcą, byśmy wiedzieli, co nam przekażą w ulotkach, na plakatach wyborczych, w spotach telewizyjnych. Nie wiemy natomiast jakimi naprawdę są ludźmi, co naprawdę planują, co myślą o służbie dla nas (tak służbie, a nie władzy nad nami!), czy są ludźmi silnymi, gotowymi walczyć o nasze sprawy, czy zawsze ugodowymi, skłonnymi podporządkować się ze strachu lub dla własnej korzyści.

Psychologia, zwłaszcza tzw. humanistyczna, nie pozostawia złudzeń. Do władzy idą nie najlepsi, ale najgorsi. Ludzie żądni władzy, pieniędzy, sławy... Ludzie gotowi na każde świństwo, by tą władzę osiągnąć i utrzymać. Ludzie bez moralności, bez zasad i bez sumienia.

Czasem wśród polityków, zwykle niższego szczebla zaplącze się jakiś idealista, dobry człowiek, któremu wydaje się, że może coś zrobić dla ludzi, uprawiając politykę. Zwykle szybko przekonuje się, że nie może się przebić z tym, co ważne, że musi borykać się z kolesiostwem, łapówkarstwem, upartyjnieniem, gdy dobro partii (czytaj: przewodzących w niej) czy stronnictwa jest najważniejsze. Co wtedy się dzieje? Może okazać się kimś niezwykłym, sprzeciwiając się złu i wbrew otoczeniu realizującym swoje plany i osiągającym je. To niezwykła rzadkość. Przeważnie takiego delikwenta odsuwa się od wpływu na cokolwiek i - jeśli jest uparty - sprawia, że nie ma szans na dalsze funkcjonowanie w polityce. Zwykle jednak początkowy idealista dostosowuje się do sytuacji i w większym lub mniejszym stopniu przyjmuje zasady gry, zadowalając się dbaniem o własną karierę, rodzinę i znajomych oraz o interesy partii, która mu to umożliwia.

Powyżej opisywany mechanizm sprawia, że do polityki trafiają zwykle miernoty, a najgorsi z nich pną się coraz wyżej po drabinie kariery osiągając z czasem najwyższe stanowiska w państwie. I tacy ludzie nami rządzą.

Ludzie rozwijający się, ludzie o wysokich walorach moralnych widzą to i nie mają ochoty w tym uczestniczyć. Wiedzą, że nie mają co szukać w takim towarzystwie, że świat polityki zbyt odstaje od ich standardów, aby mogli w nim normalnie funkcjonować. Obce im jest dążenie do sławy, niszczenie lepszych od siebie, osiąganie celów „po trupach” i inne równie interesujące zachowania. Takich ludzi jest niewielu. Może kilkanaście procent w każdej społeczności. To oni niekiedy zostają świętymi, znanymi naukowcami, przewodnikami ludzkości. Zazwyczaj są jednak doceniani dopiero po śmierci. I zwykle nikt ich nie naśladuje.

Człowiek w procesie rozwoju wcześniej lub później staje przed dylematami moralnymi. Gdy musi wybierać dobro lub zło, wybiera jednocześnie rozwój lub zastój, pozostanie na niższym poziomie. Często jest to niełatwy wybór, a pozorne dobro, powszechnie akceptowane przez otoczenie, niejednokrotnie w rzeczywistości nie jest dobrem. Polityka jest pełna takich pułapek. Dlatego właśnie ludzie fałszywi tak łatwo odnajdują się w niej.

Ludzkość jeszcze nie odkryła sensownego ustroju społecznego. Tak rzekomo wspaniała (i rzeczywiście chyba najlepsza z dotychczasowych ustrojów) demokracja tak naprawdę jest ustrojem ułomnym i pełnym wad. Promuje bylejakość, pospolitość i średniactwo. Ludzie wybierają do rządów podobnych sobie przeciętnych polityków (bo tych wybitnych - jeśli już jakimś cudem się trafią - nie rozumieją) lub kłamców, którzy gotowi są obiecać wszystko motłochowi - za jaki w głębi duszy uważają innych ludzi - aby tylko mieć władzę, wpływy i bogactwo.

Powinni rządzić ludzie naprawdę dbający o dobro innych, o pokój o rozwój własnego narodu, ale i ludzkości. Zamiast tego wybieramy karierowiczów, politykierów, mniejszych lub większych dyktatorów. Nie potrafię powiedzieć, co należy uczynić, abyśmy wybierali na rządzących najlepszych spośród nas. I jak sprawić by ci najlepsi chcieli nami rządzić. Jednak ludzkość musi się tego nauczyć, jeśli ma przetrwać.