15 kwietnia 2025
Rozumienie rzeczywistości
Na dobre rozpoczęły się igrzyska prezydenckie. Przed nami miesiąc żenujących wystąpień, kłótni, kłamstw i bezpardonowej walki naszych elit politycznych. Jednak nie o tym chcę tu pisać. Jakoś to przetrwamy przecież i naród wybierze takiego, na jakiego zasługuje, jak to zwykle bywa w niedoskonałym systemie, jakim jest twór polityczno–gospodarczy, szumnie nazywany demokracją.
Ostatnio w Polsce trwa nagonka na wszystkich i wszystko, co może być konkurencją dla tak zwanej prawdziwej, „opartej na faktach i dowodach”, medycyny. Najwyraźniej lobbing firm farmaceutycznych w obecnej ekipie rządzącej jest wyjątkowo skuteczny. Może się mylę, ale czy ktoś słyszał w Polsce o sprawach przegranych w sądzie przez firmy farmaceutyczne, co jest tak częste w krajach zachodnich? Czy ktoś słyszał o wielomilionowych odszkodowaniach zasądzonych przez polski sąd na rzecz ofiar tzw. błędów lekarskich? Być może są takowe, jednak trudno o nich dowiedzieć się z mediów głównego nurtu. Warto zauważyć, że w telewizjach i czasopismach pojawiają się czasem reportaże o skandalicznych zachowaniach w służbie zdrowia, ale ostatnio raczej poluje się na oszustów i szarlatanów z kręgu uzdrowicieli.
Reguła jest prosta: gdy mówi się o oszuście, sprzedającym w Internecie podejrzane nalewki, przy okazji atakuje się całe środowisko uzdrowicieli, bioenergoterapeutów, jednak gdy mówi się o lekarzu, który doprowadził do śmierci pacjenta, czego nie dało się ukryć z powodu, na przykład, dociekliwości dziennikarza, atakuje się lekarza, czasem jego ofiarę, ale nigdy nie system ochrony zdrowia, czy raczej przemysłu leczenia. Dogmaty lekarskie są nietykalne, a gdy znajdzie się ktoś, nawet lekarz, który je podważa, niszczy się go na wszelkie sposoby.
Jednak – w pewnym sensie – chciałbym stanąć w obronie tych wszystkich ludzi, zaciekle zwalczających wszelką duchowość, ezoterykę i uzdrowicieli, zajmujących się medycyną inną niż „jedynie słuszna” . Wśród ezoteryków i uzdrowicieli powszechna jest wiara w zjawiska, o których oficjalna nauka i medycyna nie mają pojęcia. Jej przedstawiciele nie mają wiedzy i narzędzi, by te zjawiska badać, zresztą większość nie próbuje nawet, w swojej pysze i zadufaniu, że poznali całą prawdę o rzeczywistości. My nie tylko wierzymy w zjawiska i fakty takie jak aura, pole serca, meridiany, oddziaływanie kwantowe, energie uzdrawiające, jasnowidzenie, itd, itd, ale też wielu z nas ma umiejętność widzenia, wyczuwania tych rzeczy. Wiemy, że duchowość istnieje, a metody uzdrawiania alternatywnego działają, bo widzimy efekty naszych wysiłków. Dla nas są to fakty.
Gdy jednak spróbować się wczuć w sposób myślenia większości ludzi, przynajmniej w świecie zachodnim,
staje się oczywiste, dlaczego istnieje tak wielka niewiara i pogarda dla wszystkiego, co jest
„nienaukowe”. Przecież człowiek, który nigdy nie zetknął się ze zjawiskami trudnymi do
zrozumienia
umysłem, który nigdy nie widział aury, nie czuł jej, musi wierzyć komuś, kto mu objaśni ten świat. A
nauka daje zrozumiałe odpowiedzi i logiczne wytłumaczenia z jej faktami czy powtarzalnością. I za
nic
owa nauka nie przyzna, że logika ma swoje poważne ograniczenia, ponieważ jej wnioski oparte są z
jednej
strony na zwykle niepełnej ilości danych, z drugiej zaś na inteligencji, która jest zależna od tak
wielu
czynników: od zdrowia myśliciela, jego humoru, czy zniekształceń postrzegania. No i wysokości
ilorazu
inteligencji.
Jak w takiej sytuacji przeciętny człowiek ma wierzyć w „bzdury” ezoteryków, skoro nie może sprawdzić ich twierdzeń, a nauka „udowadnia” swoją rację. W jego oczach, gdy ktoś widzi coś, czego on nie widzi, to znaczy, że kłamie albo jest nienormalny i ma zwidy. Dlatego dla większości ludzi ezoterycy, jasnowidze czy uzdrowiciele są w najlepszym razie nieszkodliwymi fantastami, z których można się pośmiać lub zarabiającymi na naiwności schorowanych i skołowanych ludzi oszustami.
Nie miejmy do takich ludzi pretensji. Oni po prostu nie są nauczeni samodzielnego myślenia i postrzegania rzeczywistości. Są jak dzieci, które rodzice kształtują na swój obraz i podobieństwo. Nie uwierzą, dopóki jakiś naukowy lub religijny autorytet nie powie im, że jakieś zjawisko jest prawdą. Nie widzą powietrza, nie widzą elektryczności czy fal radiowych, a jednak wierzą w ich istnienie, bo naukowcy stwierdzili, że to prawda. Nie mają pojęcia jak działa smartfon, ale nie kwestionują jego istnienia, bo nauka udowadnia, że działa. Używają go bez zastrzeżeń. Gdy jednak zobaczą, że kuzyn po działaniach uzdrowiciela wyzdrowiał z nieuleczalnej rzekomo choroby, stwierdzają, że to przypadek lub placebo. Bo tak twierdzą lekarze – autorytety naszych czasów. Ludzie ci nie widzą Boga ani aniołów, ale wierzą w Boga i anioły, bo tak im powiedział autorytet w kościele. I nie ma tu znaczenia, czy mówimy o niewykwalifikowanym robotniku czy o wykształconym doktorze z sukcesami w swej dziedzinie. Ich świadomość została ukształtowana w dzieciństwie i wczesnej młodości i ich zasadniczych przekonań nie zmieni nic, może poza jakimś traumatycznym przeżyciem.
Chcę wierzyć, że niektórzy z nas potrafią zdobyć się na samowychowanie i świadome kształtowanie swoich przekonań. Chcę wierzyć, że to właśnie wśród nich są ludzie rozwijający się duchowo. Pozostali niech trwają w swoim materialistycznym świecie. Przekonywanie ich nie ma sensu. Należy im współczuć i nie próbować im udowadniać naszych racji, zaś pomóc, gdy widzimy, że u kogoś rozbłysło światło zrozumienia, rzeczywistej duchowości i pragnienie rozwoju.
No i znowu obudził się we mnie domorosły filozof.