Strona główna
ezotlo (4 kB)

27 października 2020

Poniższy tekst został wydrukowany w miesięczniku "Nieznany Świat" w rubryce Kontakt nietelepatyczny.

Co może nas uratować

Pandemia wyraźnie wpłynęła na życie. Większość z nas boi się przyszłości i w związku z tym pojawiają się różne pomysły, jak ludzie powinni postępować, by zatrzymać degradację jakości życia, ale i naszej planety. Również środowisko ezoteryków produkuje takowe. Postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze.

Większość ludzi zajmujących się ezoteryką, zgadza się z założeniem, że ludzkość i Ziemię może uratować tylko przemiana ludzi jako całości, ponieważ sądzą, że to nasza działalność doprowadziła do obecnej sytuacji. Różnice pojawiają się, gdy ludzie próbują wskazywać nie tyle przyczyny obecnego stanu, ile sposoby jego naprawy. Jedni uważają, że tylko nauka może nas uratować, inni sądzą, że musimy znaleźć sposób na rozwój wewnętrzny ludzi, naukę postrzegając jako raczej drugorzędną. Należę do tych ostatnich.

Zanim zajmiemy się samą przemianą, warto było by nakreślić jakiś opis naszej osobowości. Uważam, że składa się na nią wiele składowych, ale głównymi są świadomość, podświadomość i nadświadomość, przez wielu uważana za naszą duszę. Poniższy obraz naszej jaźni jest dość popularny wśród ezoteryków, zgodny np. z Huną.

Świadomość jest tym wszystkim, co zwykle uważamy za całą naszą osobowość. To nasze myśli, nasze uświadomione poglądy, to większość tego, co tworzy lewa półkula naszego mózgu. Niestety, albo na szczęście, nie jest to cała nasza osobowość.

Drugą składową naszego „ja” jest podświadomość. To ona przechowuje naszą pamięć, ona zarządza – bardzo skutecznie – wszystkim tym, co jest automatyczne i - zwykle – nieuświadomione w naszym zachowaniu. To w podświadomości „mieszkają” nasze utrwalone poglądy, które, jak matryce, sterują naszym zachowaniem, podejmując ważne i mniej ważne decyzje, które świadomość później sobie racjonalizuje. Warto sobie uzmysłowić, że podświadomość odrzuci wszystko to, co uzna za złe dla nas, spowoduje, że nie zaakceptujemy tego lub wręcz nie zauważymy, choć w rzeczywistości może to być coś, co jest dla nas najlepsze. Z drugiej strony, podświadomość uwypukli wszystko to, co uważa za dobre dla nas, choć w rzeczywistości może być zupełnie inaczej. W ten sposób przechodzimy przez życie powtarzając błędy życiowe tkwiąc w zaklętym kręgu tego, co psycholodzy nazywają strefą komfortu. I nawet jeśli świadomie, rozumowo będziemy wiedzieć, co jest dla nas lepsze, podświadomość zawsze zwycięży. Postąpimy tak, jak ona zarządzi, a potem zracjonalizujemy sobie nasz wybór.

Jest jednak inna strefa podświadomości. To świat naszych emocji i uczuć. Jedne są uważane za dobre, jak miłość, współczucie, wdzięczność, inne zaś za złe (nienawiść, złość, zawiść itp.). Z poprzedniego akapitu dość jasno wynika, dlaczego tak łatwo, często wbrew logice, ulegamy im. Podświadomość wybiera je, gdy uznaje, że są dla nas korzystne. Stąd życia złamane przez nieodwzajemnione miłości, stąd przestępstwa czynione pod wpływem gwałtownych emocji, stąd niszczenie najbliższych przez znęcanie się psychiczne lub fizyczne. Jest to też źródło niezwykłych czynów poświęcenia i czynienia dobra, wynikających z dobroci, współczucia, empatii czy miłości.

Trzecim elementem naszej jaźni jest nadświadomość. Czy jest to nasza dusza, jak uważa wielu nauczycieli duchowości? Nie wiem, nie jestem aż tak wysoko rozwinięty duchowo. Powszechnie uważa się, że nadświadomość jest źródłem naszej największej mądrości, naszym połączeniem z Bogiem lub naszą pierwotną jaźnią, tą która jest wieczna i wędruje poprzez kolejne ciała w poszukiwaniu doświadczeń. W każdym razie w powszechnej opinii to nadświadomość jest tym co w nas najlepsze.

Te trzy strefy naszej osobowości mają charakterystyczne cechy, które zdają się je mocno ograniczać. Dlaczego tak jest? Cóż należałoby zapytać kogoś naprawdę wysoko rozwiniętego.

Otóż, świadomość dysponuje tylko pamięcią krótkoterminową (po starsze wspomnienia musi sięgać do podświadomości) i zdaje się nie mieć tej siły, co podświadomość. Jest rozumna, ale gdy w grę wchodzą emocje, zdaje się „głupieć”. Jest też twórcza, bo choć potrzeba tworzenia wypływa zwykle z podświadomości, to świadomość tworzy, wymyśla, kształtuje. Jest logiczna, ale nie refleksyjna, nie potrafi zrozumieć następstw swoich pomysłów, gdy zostaną wcielone w życie.

Podświadomość ma tą wadę, że posiadając potężne zasoby, nie posiada zdolności myślenia logicznego i wyboru. Wybiera zawsze to co uważa dla nas za najlepsze, zgodnie z programami, które ma wgrane w procesie wychowania i życia. I, niestety, zwykle jej zdanie wygrywa ze świadomością.

Nadświadomość jest piękna, wielka, wspaniała, ach, och, tylko że… zwykle kompletnie niedostępna. Zdaje się być raczej obserwatorem, niż czynnym elementem naszej osobowości. Uważa się, że jeśli już nastąpi kontakt z naszą świadomością, dzieje się to zawsze poprzez podświadomość, która często zniekształca treść przekazu, poprzez symbole, przenośnie i inne przekłamania. Jednak ogólna opinia jest taka, że nadświadomość nigdy nie myli się, a jej rady są zawsze najlepsze z możliwych. Szkoda tylko, że świadomie rzadko je rozumiemy, albo zrozumienie następuje to po fakcie.

Uważam, że ten krótki opis działania naszej osobowości był niezbędny, by czytelnik wiedział o co mi chodzi w kolejnych wywodach.

Wydaje się, że współczesnemu człowiekowi bardzo brakuje refleksji, jaki wpływ na niego samego, na jego najbliższych, otoczenie, na środowisko ma jego zachowanie, postępowanie czy poglądy i dążenia. Efektem jest olbrzymi postęp techniczny, niestety prowadzący do równie wielkiej degradacji środowiska, przy jednoczesnym zaniku uczuć wyższych czy nawet zwykłych zdolności społecznych. Żyjemy coraz bardziej wyobcowani, nastawieni na zdobywanie „dóbr” materialnych, gotowi kłuć innych w oczy zamożnością (nawet jeśli to nieprawda – patrz Facebook) i gotowi na każde świństwo, by być lepszym od innych, bogatszym, wyżej stojącym w jakiejś hierarchii (w pracy, w społeczności lokalnej, w polityce itd.). A gdy przychodzą problemy, nie szukamy winy w sobie, ale zawsze w innych, w ich niegodziwości, w spiskach, czasem na wielką skalę, czego wysyp mamy obecnie w związku Covidem. Dotyczy to większości z nas.

Zapewne mądre głowy długo jeszcze będą szukać przyczyn takich zjawisk. Jedni oskarżą telewizję, Internet, inni rodziców, bardziej zajętych karierą czy po prostu zapewnieniem chleba rodzinie, niż dziećmi i ich wychowaniem. Inni rzucą gromy na szkolnictwo, że nie wychowuje, nie dba o rozwój dzieci, a tylko o wtłaczanie im często niepotrzebnej wiedzy. Jeszcze inni oskarżą rząd (rządy) o niewłaściwe podejście do zarządzania, o dopuszczenie do rozwoju przestępczości. Albo feministki, rzekomo niszczące podstawy naszej cywilizacji lub wychowujące w sfeminizowanych szkołach inteligentnych chłopców na zniewieściałych osobników, kierujących się w życiu myśleniem magicznym, zamiast rozumem. Cóż każdy ma swoją prawdę. Myślę, że w każdej teorii może być cząstka tej rzeczywistej.

Moim zdaniem rzeczywiście należy zmienić sposób nauczania i wychowywania dzieci. Musi to być proces, zapewne niekrótki i nie wiem za bardzo, kto powinien go przeprowadzić. Wszyscy jesteśmy skażeni sztampowym, schematycznym myśleniem.

Jak więc powstrzymać marsz ku przepaści, w którym dość zgodnie wszyscy podążamy? Człowiek powinien nauczyć się korzystać z wszystkich trzech części jaźni i powinien robić to świadomie. Oto moja recepta.

Wspomniała o tym też pani Ostrzycka z Nieznanego Świata we wstępniaku do numeru dziewiątego 2020 roku. Choć jej tekst dotyczył tylko współpracy podświadomości ze świadomością, byłem pod wrażeniem, że są jeszcze ludzie doceniający intuicję i myślenie magiczne, nie oskarżający tej części naszej osobowości o prymitywizm, który trzeba w nas zniszczyć.

Łatwo napisać, że trzeba nauczyć się łączyć wszystkie trzy aspekty naszej jaźni, ale jak to zrobić?

Po pierwszym kursie uzdrawiania, w jakim uczestniczyłem na początku lat dziewięćdziesiątych, zauważyłem pewien schemat podpowiedzi czy ostrzeżeń, który pojawił się w moim życiu. Otóż, ilekroć jechałem załatwić coś ważnego, czy na ważne spotkanie, zawsze wydarzało się coś, co mi przeszkadzało dotrzeć do celu, choć nigdy nie uniemożliwiało go i nie powodowało spóźnienia, jeśli sprawa była z góry skazana na niepowodzenie. A to przegapiłem przystanek, na którym powinienem wysiąść z autobusu, a to pojechałem samochodem zupełnie w innym kierunku, niż zamierzałem, mimo doskonałej znajomości trasy, i musiałem zawracać. Czasem wręcz się fatalnie czułem, co przechodziło po dotarciu do celu. Jestem mocno odporny na wiedzę, więc przez lata lekceważyłem te ostrzeżenia. Efekt: zawsze, gdy się pojawiały, po fakcie okazywało się, że powinienem się wycofać. W rezultacie w najlepszym razie kończyło się poczuciem straconego czasu, a czasem stratami finansowymi czy uwikłaniem się w niepotrzebne sytuacje. Nadawcy (nadawca?) tych ostrzeżeń byli uparci, więc w końcu zacząłem zwracać na nie uwagę. Nigdy nie pożałowałem, choć czasem nie byłem w stanie dowiedzieć się, czy rezygnacja była słuszną decyzją.

Dlaczego opisałem tu moje osobiste – bądź co bądź – i dość subiektywne przeżycia? Otóż to właśnie przykład, jak działa nadświadomość, może podświadomość, może aniołowie? Któż to wie? Nie to jest istotne tutaj, gdzie jest źródło wiedzy, ale to, że po pewnym treningu czy nauce, można opanować sztukę uzyskiwania informacji, do których nasza inteligencja nie jest w stanie dotrzeć, ba, które często wydają się być głupie i dopiero po czasie okazują się prawdziwe. W ciągu kolejnych lat dane mi było trochę doświadczyć wiedzy, do której nigdy bym nie doszedł intelektualnie. Krytykom od razu zaznaczę, że raczej nie mam poniżej 100 IQ, choć zapewne do geniusza z Mensy mi daleko.

Oczywiście takich umiejętności nie uczą w szkołach. Rodzice też nie robią tego, bo skąd mieliby wiedzieć jak uczyć czegoś, o czym nie mają pojęcia. A jest to podstawa. Wykształcić w człowieku umiejętność pobierania informacji z podświadomości i nadświadomości i rozumieniu ich, nawet jeśli są „zakodowane” różnymi symbolami. Nauczyć ludzi umiejętności dostępu do tych obszarów naszego jestestwa, które obecnie są powszechnie pogardzane, jako kobieca intuicja czy przejawy magicznego myślenia. Nauczyć ludzi rzeczywistej duchowości, gdy łączymy się Wyższymi Energiami za pomocą medytacji, a czasem krótkiego przebłysku intuicyjnego wglądu, w przeciwieństwie do pseudoduchowości, tak powszechnej w obecnym świecie.

Dopiero ta umiejętność łączenia trzech części naszej jaźni może sprawić, że ludzie zaczną widzieć trochę dalej, niż czubek własnego nosa, że zaczną dostrzegać następstwa własnych działań. Gdy zostanie przekroczona pewna graniczna ilość tak myślących i działających ludzi, świat zacznie zmieniać się na lepsze. Mówiło o tym wielu ezoteryków, np. Jose Silva, mówiły o tym badania wpływu medytacji na większe społeczności (badania Medytacji Transcendentalnej) czy wyniki corocznych medytacji Nieznanego Świata badane za pomocą generatorów przypadku.

Miejmy nadzieję, że przyjdzie taki czas, gdy ludzie mający odpowiednią wiedzę zaczną przekazywać ją dzieciom, zwłaszcza nauczyciele i rodzice, którzy uczestniczyli w różnych kursach uzdrawiania, jasnowidzenia, medytacji i tym podobnych. I z czasem naukowcy zaczną robić wynalazki służące rozwojowi człowieka, a nie jego potrzebie gromadzenia pieniędzy, wszczynania wojen, czy samej rozrywce. Kapłani religii będą nauczać nie bezmyślnej wiary, ale dróg do dotarcia do prawdziwej wiedzy duchowej, a każdy człowiek będzie miał świadomość, że jesteśmy jednością i powinniśmy się wspierać, nie niszczyć, że powinniśmy dbać o całe nasze środowisko, zamiast je dewastować. Utopia? Zapewne. Może, by ludzie zrozumieli, że brną w ślepą uliczkę, najpierw rzeczywiście – jak mówią przepowiednie – muszą stanąć na skraju samozniszczenia.