Strona główna
ezotlo (4 kB)

Uzdrawianie ciężko chorych

Czasami uzdrowiciel może znaleźć się w sytuacjach skrajnych: w nagłym wypadku, wobec choroby nieuleczalnej, a nawet zbliżającej się śmierci osoby uzdrawianej. Wielu z nas nie wie, jak wtedy się zachować, co mówić i co robić. Tutaj chcę zająć się ostatnim z tych przypadków.

Co ma zrobić uzdrawiający energią, gdy widzi, że najprawdopodobniej osoba, której ma pomóc jest na granicy życia i może umrzeć? Uzdrawiać czy nie? Mówić bliskim chorego, co może nastąpić czy też nie wspominać o tym? A choremu?

Zacznę od ostatniej kwestii. Lekarze są tu wyraźnie podzieleni; jedni ukrywają prawdę, a inni walą prosto z mostu: „Ma pan raka i zostało panu 2 tygodnie”. Ale oni mają swój kodeks, przysięgę Hipokratesa (ktoś jeszcze jej przestrzega w czasach wycieczek fundowanych przez koncerny farmaceutyczne?) i prawo po swojej stronie. Uzdrowiciel stoi tu na pozycji bardzo niewygodnej. Powie, że chory wyzdrowieje, a on umrze, prawo zarzuci mu, przy nacisku lekarzy, że dał złudne nadzieje, odciągając od jedynie słusznego sposobu leczenia. Powie, że chory umrze, a ten wstanie na nogi w pełnym zdrowiu - też źle. Mógł takim gadaniem doprowadzić do załamania chorego, na szczęście lekarze czuwali, a uzdrowiciela należy wsadzić do więzienia. Jeszcze gorzej będzie, gdy uzdrowiciel uprzedzi, że chory może umrzeć i tak się stanie. Wtedy już na pewno posadzą takiego proroka, bo chory zmarł na pewno dlatego, że uzdrowiciel doprowadził do jego załamania psychicznego. A gdy zgodnie z przewidywaniem uzdrowiciela, chory wyzdrowieje? Cóż, albo nikt (czasem włącznie z ozdrowieńcem) tego nie zauważy, albo mądrzy ludzie stwierdzą, że wyzdrowiał mimo działań znachora.

Cóż, uzdrowiciel musi wykazać się w takiej sytuacji wielką empatią i wyczuciem. Rzeczywiście nie wiadomo, jak chory i jego rodzina zareagują na wieść o możliwej rychłej śmierci. Trzeba też wziąć pod uwagę odpowiedzialność karną. Trudno tu coś doradzać.

Jestem zwolennikiem ostrożności w tej materii. Należy mówić prawdę, ale czasem lepiej ją przemilczeć, jeśli może ona komuś zaszkodzić. Nie wiem, jak zareaguje chory, choćby bardzo pozornie silny psychicznie, gdy usłyszy taką wiadomość. Może obudzić w sobie chęć walki o życie, ale też może załamać się zupełnie, zwłaszcza jak usłyszy to od kogoś, kogo uważa za autorytet. A co z bliskimi chorego? Sądzę, że można delikatnie przygotować ich na taką możliwość, ale nigdy nie pozwalać sobie na kategoryczne stwierdzenia. Ani wieszczyć śmierci, ani nie obiecywać zdrowia. Tak naprawdę nigdy nie wiem przecież, jak zadziała energia, którą przekazuję. Moje doświadczenia są takie, że chory po mojej pomocy zdrowieje, albo - czasem - nic się nie zmienia.

Uzdrawiałem na odległość poważnie chorą osobę na prośbę kogoś jej bliskiego. Podczas późniejszej rozmowy z tą bliską krewną, na pytanie, czy energia uzdrawiająca może zaszkodzić, odpowiedziałem, że nie - zgodnie z moim doświadczeniem i wiedzą zdobytą na kursach i w książkach. Jednak dodałem, że czasem może pomóc w odejściu. Byłem zmęczony i nie rozwinąłem tej niefortunnej wypowiedzi, toteż zostałem poproszony o natychmiastowe zaprzestanie uzdrawiania. W efekcie moja praca została przerwana zbyt wcześnie.

W rzeczywistości nie mam doświadczenia z uzdrawianiem osób bliskich śmierci, ale mam wiedzę z innych źródeł. Uzdrowiciele i autorzy książek o uzdrawianiu różnych metod są tu zgodni: energia uzdrawiająca nigdy nie szkodzi i nie może doprowadzić do śmierci, choć czasem wywołuje nawrót choroby lub pogorszenie samopoczucia na pewien czas, po którym następuje poprawa. Tak jest w wypadku Duchowego Uzdrawiania, Reiki i - o ile wiem - bioenergoterapii. Jednak czas śmierci jest niezależny od uzdrowiciela i dany każdemu „z góry”. Wtedy uzdrawianie nie uratuje od niej, ale może ułatwić odejście chorego. Zamiast umierać w męczarniach i strachu, tacy chorzy odchodzą pogodzeni z losem, bez strachu i bólu. Wielu uzdrowicieli po takich zdarzeniach słyszało podziękowania od bliskich, którzy zdali sobie sprawę, na czym polegała pomoc energii uzdrawiających, gdy mieli, na przykład, możliwość pożegnania od dawna nieprzytomnej osoby. Nie bójmy się więc przekazywania energii uzdrawiającej ciężko chorym, nawet, gdy nie widać żadnej nadziei na ich wyzdrowienie.

Przy okazji warto poruszyć tu jeszcze jedną sprawę, budzącą spore kontrowersje wśród uzdrowicieli. Otóż część tego środowiska uważa, że należy zawsze uzyskać pozwolenie na uzdrawianie, a najlepiej uzdrawiać tylko na prośbę chorego. Inni sądzą, że nie ma takiej potrzeby i powinniśmy zawsze uzdrawiać, gdy uznamy, że jest to potrzebne. Pierwsi sądzą, że uzdrawianie bez pozwolenia zaburza karmę lub wolność człowieka do decydowania o swoim losie. Inni wskazują, że każda forma pomocy, choćby pomoc staruszce w przejściu przez jezdnię, jest jakąś ingerencją w przeznaczenie czy karmę danej osoby, a przecież ludzie nie pytają za każdym razem o pozwolenie kogoś, komu chcą pomóc. A co z tymi, którym chcemy pomóc, uzdrawiając na odległość, i nie mamy możliwości zapytać o pozwolenie? Część uzdrowicieli uważa, że wówczas należy wejść w trans i zapytać, wyobrażając sobie taką osobę, po czym postąpić zgonie z uzyskaną odpowiedzią. A co, jeśli nie uzyskamy tą drogą żadnej?

Trudno próbować uzdrawiać każdego, kogo widzimy w potrzebie, bo zabrakłoby nam życia, ale też trudno wytłumaczyć sobie, że nie można pomagać komuś, kogo kochamy czy lubimy, tylko dlatego, że nie mamy możliwości zapytać o pozwolenie.

Eric Pearl w swojej książce „Połączenie ze Źródłem” opisuje hipotetyczną sytuację, gdy do ciężko chorego chłopca przybywa wielki uzdrowiciel z Tybetu i pyta dziecko, czy zgadza się na uzdrawianie. A ono, przerażone perspektywą kolejnych zabiegów, zdezorientowane i niewiedzące, o co chodzi w jeszcze jednej nowej metodzie, odmawia. To przykład dający wiele do myślenia.

Dawniej bez zastrzeżeń przyjmowałem, że bez pozwolenia nie mam prawa przekazywać energii uzdrawiającej. Teraz jednak mam wątpliwości i skłaniam się nieco do drugiej opcji. W końcu to nie moja energia i nie ja decyduję czy ma zadziałać i w jaki sposób. Jestem tylko pośrednikiem. Z drugiej strony jednak, każdy ma prawo decydować o sobie i swoim życiu. Gdy mogę, pytam. Gdy nie – py-tam mentalnie. Bez pozwolenia działam tylko wyjątkowo, wierząc, że jeśli ktoś nie ma być zdrowy, energia po prostu nie zadziała albo zadziała w innych obszarach zdrowia czy życia danej osoby.