Strona główna
ezotlo (4 kB)

Cywilizacja ludzi, a Ziemia

Na początku lat dziewięćdziesiątych w czasopiśmie „Ameryka” przeczytałem artykuł lub cykl artykułów na temat wpływu efektu cieplarnianego na klimat. Był on dla mnie na tyle wstrząsający, że postanowiłem zapamiętać go.

W opracowaniu tym - pełnym mapek i wykresów - wyczytałem, że czekają nas coraz szybciej przebiegające zmiany klimatyczne. Według naukowców, na Ziemi miały wiać coraz mocniejsze wiatry, coraz częściej miało dochodzić do katastrof klimatycznych: powodzi, tornad. W wielu krajach miał zmienić się klimat. Było tam wiele przewidywań, z których większość zapomniałem.

Gdy dziś spoglądam na chmury pędzące po niebie z szybkością, jaką dawniej widywałem najwyżej raz, dwa razy w roku, przypominam sobie ten artykuł. Przez ostatnie lata obserwuję, jak wszystkie jego przewidywania spełniają się, a przynajmniej te, które zapamiętałem.

Już trzydzieści lat temu amerykańscy uczeni przewidywali efekt cieplarniany i jego skutki! A później jakże często słyszało się lub czytało wypowiedzi „uczonych”, że efekt cieplarniany to bzdura albo – w najlepszym razie – nie udowodniona hipoteza. Widoczne już „gołym okiem” anomalie pogodowe tłumaczyło się wpływem słońca lub naturalnymi zmianami klimatycznymi na Ziemi.

Jeśli byli uczeni, którzy przed laty przewidywali obecne anomalie pogodowe, m. in. na podstawie symulacji komputerowych, to doprawdy wydaje się mało prawdopodobne, iż to tylko zbieg okoliczności. Wiem, wiem, spece od rachunku prawdopodobieństwa pewnie szybko udowodniliby mi, że mylę się, i że naturalne zmiany pogodowe tylko przypadkiem pokrywają się z przewidywaniami naukowców, którzy się może pomylili... Jednak ponoć według tych samych matematyków postanie życia na naszej planecie jest niemal nieprawdopodobne. A mi się zdaje, że jeśli grupa ludzi przewiduje coś, co się spełnia, to oni po prostu mieli rację.

Cóż z tego wynika? Ano to, że w coraz szybszym tempie niszczymy planetę, na której żyjemy. Póki co jedyną, jaką mamy do dyspozycji. Jeśli zmiany klimatu będą przebiegać w obecnym tempie, to za sto lat na ziemi nie da się żyć. Jaką przyszłość szykujemy naszym dzieciom? A jeśli wierzymy w reinkarnację, jaką przyszłość szykujemy sobie?

Różni prorocy z ruchów New Age, przedstawiciele parapsychologii, horoskopologii, homogii, przyszłościologii, wróżbici i magowie bardzo głośno w ostatnich latach przekonują, że właśnie weszliśmy w erę Wodnika, erę powszechnej szczęśliwości, w której ludzkość osiągnie wyższy poziom rozwoju. Zazdroszczę im optymizmu. Gdy rozglądam się wokół, mam wrażenie, że jeśli już na Ziemi nastanie era szczęśliwości, to stanie się to wtedy, gdy człowiek sam się zniszczy lub mądra planeta pozbędzie się jakoś tego nowotworu, niszczącego ją. Bo jesteśmy dla Ziemi jak choroba, jak jakieś zarazki, wyjątkowo złośliwe i niezwykle niszczycielskie.

Jedną z głównych przyczyn tak bezmyślnego postępowania ludzi jest dążenie do zysku. W pogoni za zyskiem niszczymy przyrodę; nie liczy się przyszłość ludzkości, nie liczy się ekosystem planety, liczy się tylko zysk. Dla zysku wybija się całe gatunki zwierząt, dla zysku wycina się olbrzymie połacie lasów, dla zysku często wszczyna się wojny. Bo zysk oznacza bogactwo. Dobrobyt. Prestiż. Stały i nieograniczony dostęp do przyjemności.

Polska jest dzieckiem w rodzinie państw kapitalistycznych. Z pewnością obecny ustrój jest nieporównywalnie lepszy od poprzedniego – zbrodniczego socjal-komunizmu. Zachłystujemy się więc wszystkim, co przychodzi do nas z Zachodu. Między innymi modne staje się u nas dążenie do zysku. Przecież jest to główny motor gospodarki. Jednak warto byłoby może zauważać, że dążenie do zysku – choć spełnia tak ważną rolę – ostatecznie ma bardzo destrukcyjny wpływ, zarówno na społeczeństwo, jak i na jednostki.

W tej ciągłej pogoni za bogactwem przestaje liczyć się drugi człowiek, nie widzimy już osobowości innych, a jedynie sprzymierzeńców lub przeszkody na naszej drodze do wzbogacenia się. Słabną więzi międzyludzkie, na dalszy plan schodzi rodzina, dla której często ciężko pracujemy. Wmawiamy sobie, że to dla dzieci chcemy coś zdobyć. Mówimy, że przecież do grobu majątku nie zabierzemy, że to dla nich. I nie zauważamy, kiedy nasze dzieci stają się w gruncie rzeczy obcymi ludźmi, nie rozumiemy ich, a one nas. Że zamiast majątku wolałyby mieć kontakt z rodzicami. Część z tych dzieci nie wytrzymuje braku miłości. Nie bez powodu tak wielu przestępców, ba! bandytów pochodzi z tzw. dobrych rodzin. Inni przyjmują styl rodziców, tworząc kolejne pokolenie dorobkiewiczów bez serca, nie analizujących swego postępowania.

Bardzo smutne, że tak mało ludzi widzi niebezpieczeństwa „mody” na bogactwo. Mody, która każe oceniać innych ludzi na podstawie zasobności ich portfeli czy wielkości konta w banku, dających złudzenie potęgi i władzy. Żyjemy w świecie, w którym znaczenie ma byle tępak z milionową fortuną, a nie liczą się ludzie naprawdę mądrzy. W którym ceni się „młodych, prężnych” (zwykle robiących karierę bez hamulców moralnych), a lekceważy się starszych i bardziej doświadczonych. W którym lekarz nie zarabia nawet ułamka tego, co byle osiłek, który cały rozum ma w mięśniach i wykorzystuje go do niszczenia drugiego człowieka na ringu. Społeczeństwa zachodnie płacą olbrzymie fortuny sportowcom aktualnie modnych dyscyplin. I za co? Za to, że sportowcy dają nam rozrywkę. Podobnie rzecz się ma z gwiazdami piosenki lub aktorami. Najwięcej wśród tych ostatnich zarabiają gwiazdy najmniej ambitnych filmów akcji, ale za to najbardziej kasowych.

Gdyby tak zamiast na rozrywkę, te miliony przeznaczyć na walkę z bezrobociem, nędzą, chorobami, na uzdrowienie przyrody na Ziemi? To niemożliwe. Rozrywka jest ważniejsza. Na niej można zarobić kolejne miliony.

Nasza cywilizacja jest chora. Niestety nie ma nikogo, kto by przełożył ludzkość przez kolano i wychował ją. Jeśli sami nie wychowamy siebie, znikniemy z Ziemi, a po nas pozostanie tylko zniszczenie. Obecnie właśnie taki scenariusz wydaje się najbardziej prawdopodobny.