Strona główna
ezotlo (4 kB)

30 lipca 2020

Zawód: nauczyciel

W zamierzchłych czasach międzywojennych (dla młodszych wyjaśniam, że chodzi tu o okres między pierwszą, a drugą wojną światową) zawód nauczyciela w Polsce był podobno na piedestale. Ludzi zajmujących się kształceniem innych obdarzano wielkim szacunkiem i sowicie wynagradzano. Jeszcze za czasów komunizmu pedagogów szanowano, choć już mniej hojnie wynagradzano.

A potem nastała wolność… a wraz z nią postępująca degradacja zawodu nauczyciela. Kolejne reformy szkolnictwa nie dały nic tej grupie zawodowej. Nauczyciele zarabiali coraz gorzej, a ich prestiż malał. W świecie, w którym słowo ucznia jest ważniejsze od słowa pedagoga, nie może być inaczej. W świecie, w którym uczący nasze dzieci zarabiają mniej od większości rodziców, nie może być inaczej.

Głównymi (przynajmniej na pierwszy rzut oka) zmianami reform oświatowych było przywrócenie gimnazjów, usuwanie ich, czy - na przykład - wprowadzanie mundurków albo jedynie słusznych światopoglądowo podręczników. Można odnieść wrażenie, że nikt w tym wszystkim nie myśli o dzieciach i nauczycielach, czyli tych, których te działania najbardziej dotyczyły.

Pytanie za pięć punktów: czy do jednego z najgorzej opłacanych zawodów będą się garnąć najlepsi? Z tego co mówią w telewizji wynika, że ta grupa zawodowa wywalczyła raz grupową podwyżkę w Polsce pokomunistycznej; za rządów PO. Potem inflacja zjadła ten sukces. Czy trudno domyślić się, że słabo opłacani nauczyciele będą miernymi wychowawcami naszych pociech? A te opinie, że nauczyciele pracują po cztery godziny dziennie i jeszcze mają wakacje?! Ależ kto wam, krytykanci, broni zostać nauczycielem i mieć taki raj? Tak, jakby było jakąś tajemnicą, że nauczyciele często pracują więcej, niż te czterdzieści godzin tygodniowo, a w dodatku, tak jak ich podopieczni, muszą odrabiać prace domowe. Klasówki same się nie sprawdzą. A jak ze stawieniem czoła rodzicom, przekonanym, że ich dzieci są święte i najwspanialsze? I dzieciom, często rozwydrzonym niemal przestępcom, wychowanym przez Internet i rówieśników?

Nie idealizuję tej grupy zawodowej. Uważam, że obok wspaniałych pedagogów, do grona nauczycielskiego trafiają często ludzie przypadkowi, bez talentów wychowawczych, bez szacunku dla własnego zawodu. Cóż, lepiej zarabiać dwa tysiące za „użeranie się z bachorami”, niż żyć na kuroniówce. Jednak, niestety, pierwszym krokiem do normalności musi być godziwe wynagradzanie pedagogów. Dopiero wtedy można wymagać od nich jakości, a nawet mistrzostwa. Dopiero wtedy do zawodu przyjdą najlepsi: wybitni pedagodzy, wychowawcy, ludzie utalentowani w dziedzinie nauczania właśnie. Obecnie takich ludzi w szkolnictwie zapewne jest garstka. Są to zapaleńcy, gotowi pracować za psie pieniądze, byle tylko realizować swoją pasję: nauczanie.

Marni nauczyciele nie wychowają zbyt dużo wybitnych Polaków. Czy politykom naprawdę tak trudno to zrozumieć? A może im w ogóle nie zależy na następnych pokoleniach? Może sądzą, że da się zapewnić siłę i znaczenie w świecie Polski rękoma dzisiejszych uczniów, byle jak nauczanych, a raczej niedouczonych? Moje uwagi o politykach nie dotyczą jedynie obecnie rządzących, którzy znajdują pieniądze na zaspokojenie potrzeb grup społecznych, mogących pomóc wygrać wybory, a nie mogą znaleźć niewielkich kwot dla mniejszych zbiorowości, jak niepełnosprawni czy nauczyciele. Niestety w większym lub mniejszym stopniu takie myślenie charakteryzuje przedstawicieli wszystkich partii, choć część polityków starannie ukrywa swoje preferencje dla grup mocnych w wyborach.

Jest oczywiste, że należy szukać innej formuły kształcenia, niż obecna. Ograniczyć na przykład bezrefleksyjne wtłaczanie wiedzy w młode umysły na rzecz nauki kreatywności, wrażliwości, umiejętności samodzielnego myślenia. Kto jednak ma to robić? Przemęczeni, źle opłacani, czasem sami mało kreatywni i niedouczeni nauczyciele?

Nie mamy szans na długofalowy rozwój kraju bez rzetelnej i prawdziwej reformy oświaty i przywrócenia nauczycielom i wykładowcom poczucia godności i szacunku. Tylko gruntownie wykształcone społeczeństwo jest w stanie przetrwać wśród innych narodów. Nie chcemy przecież, by nasze dzieci były tylko odbiorcami sieczki, serwowanej przez koncerny, a Polska była jedynie dostawcą taniej siły roboczej. Nie będziemy mieli mądrych naukowców, doskonałych lekarzy, inteligentnych inżynierów bez szkół z dobrymi nauczycielami, którzy będą potrafili wydobyć z uczniów ich najlepsze cechy i talenty. A, niestety, bez pieniędzy najlepsi z nich odejdą ze szkolnictwa.

Pytanie, kto ma reformować szkolnictwo? Otóż powinni to robić najlepsi spośród nauczycieli i różnych środowisk naukowych i społecznych. A politycy? Oni powinni tylko stworzyć warunki do tego. I pozwolić działać lepszym od siebie w tej delikatnej materii.