Strona główna
ezotlo (4 kB)

13 października 2023

Czy apokalipsa jest nieodwołalna?

Wybory coraz bliżej. Jednak nie o polityce chciałbym dziś napisać. Ostatnio dużo mówi się o wibracji i jej podnoszeniu u ludzi. Przede wszystkim Christina von Dreien zaznacza, jak ważna jest wibracja i jej zmiany, zarówno u pojedynczych ludzi, jak i całej Ziemi. Twierdzi ona, że Ziemia jest w trakcie przejścia z wibracji trójwymiarowej na pięciowymiarową. W związku z tym zapowiada wielkie zmiany na Ziemi i w naszym życiu. Zanim to nastąpi, czekają nas ciężkie czasy, bowiem nieświatło nie odpuści tak łatwo. W zasadzie już mamy te ciężkie czasy. Degradacja środowiska, zmiana klimatu, wojna w Ukrainie, a ostatnio na Bliskim Wschodzie, nie wróżą spokojnej przyszłości.

Jak już pisałem kilkakrotnie, środowisko ezoteryków jest dość podzielone w ocenie tego, co się dzieje. Część z nich, a raczej z nas – bo i ja do niej należę – uważa, że to naturalne procesy, prowadzące do zmiany wibracji, a związane z nimi straszne wydarzenia być może muszą nastąpić. Być może, ponieważ wiele wskazuje na to, że wydarzenia te mogą w każdej chwili ulec zmianie, zostać zmodyfikowane. Jak? Przez nas samych, przez zmianę naszej wibracji. Jak to osiągnąć? W całkiem prosty sposób. Kierować się Miłością w postępowaniu, doskonalić się nie tylko duchowo, ale we wszystkich obszarach swojej osobowości i postępowania, w których dostrzega się jakieś braki. To ogólne zalecenie. Postępując tak, automatycznie podnosimy swoją wibrację, a tym samym wibrację całej zbiorowości, całej ludzkości. Pomocne w tym mogą być różne kursy rozwoju, uzdrawiania, medytacje, ćwiczenia w takich systemach jak joga czy tai chi. Przede wszystkim jednak praca nad sobą, obserwowanie swoich zachowań, emocji, uczuć i korygowanie tych nie chcianych. To długa i niełatwa droga rozwoju, ale warto na nią wejść.

Istnieje drugi nurt oceny obecnej sytuacji. To nurt apokaliptyczny. Jego zwolennicy uważają, że oto nadchodzi apokalipsa, ktoś (Bóg, kosmici?) postanowił nas ukarać jeszcze mocniej niż potopem, aby pokazać nam, jak złym gatunkiem jesteśmy. Według tego nurtu, wybicie większości z nas i zrzucenie wszelkich plag na pozostałych, jest nieodzowne, abyśmy się zmienili.

W październikowym wydaniu Nieznanego Świata niezawodny Igor Witkowski tym razem już bezpośrednio stwierdza, że przemiany nie będą polegać na zmianie wibracji, tylko zmianie psychiki zszokowanych nieszczęściami ludzi. I – jak zawsze – „udowadnia” to umiejętnie dobranymi cytatami. Jest on wybitnym, a na pewno najbardziej aktywnym zwolennikiem nurtu apokaliptycznego w naszym kraju.

Pan Witkowski lubi powoływać się na psychologię, ale chyba tylko na tą jej część, która mu odpowiada. Cóż, ja też mam swoją ulubioną jej część. Na mojej witrynie przedstawiam w wielkim skrócie teorię Kazimierza Dąbrowskiego, wybitnego polskiego psychiatry. Otóż wg niego, większość ludzi, po zintegrowaniu psychiki po okresie młodzieńczym, nie zmienia się już zasadniczo do końca życia. I tylko nieliczne jednostki są w stanie zmienić się trwale po ciężkich przeżyciach. To są ci, którzy i tak już rozwijają się. Gdyby ludzie stawali się lepsi pod wpływem nieszczęść i trudnych warunków, mielibyśmy bardzo mądrą ludzkość. A więzienia, które są prawdziwym szokiem dla przeciętnego człowieka, opuszczaliby mądrzy aniołowie, a nie jeszcze bardziej zdegenerowani przestępcy, co ma zwykle miejsce w rzeczywistości. Niestety, większość ludzi jest na tyle egocentryczna i egoistyczna, że za swoje nieszczęścia obwinia raczej okoliczności zewnętrzne i innych ludzi, zaś nie przyjdzie im do głowy poszukać winy w sobie.

Kolejne wojny też jakoś nie nauczyły ludzkości zbyt wiele. Po nich zwykle następuje rozkwit kolejnych doktryn wojskowych i idei typu: chcesz pokoju, gotuj się do wojny. Zaś ludzie z syndromem wojennym cierpią straszliwie, ale nie stają się bardziej rozumni czy uduchowieni z tego powodu.

Z wywodów zwolenników apokaliptycznej wizji przemiany ludzkości wynikają następujące wnioski:
po pierwsze – jesteśmy zdegenerowaną rasą, która zasługuje na wyniszczenie i to nie tylko jednym szybkim aktem, ale w połączeniu z wielkim cierpieniem (czyżby Bóg był sadystą?),
po drugie – nie mamy wpływu na wydarzenia; ktoś ważniejszy już podjął decyzję, a więc nasze działania zmierzające zapobieżenia katastrofie czy poprawy naszej sytuacji, nie mają sensu,
po trzecie – nasza praca nad rozwojem własnym i – na przykład – pomoc innym nie ma sensu, bo już wszystko jest postanowione, a nie znamy kryteriów, według których będziemy oceniani, czy zasługujemy na przeżycie. Hulaj dusza, bo piekło na Ziemi i tak jest nieuniknione. Lepiej korzystać z życia i bawić się, póki jeszcze można.

Christina von Dreien często mówiła, że nieświatłu zależy na tym, by ludzie bali się, by nie mieli nadziei, aby nie mieli poczucia, że mają na cokolwiek wpływ. To pozwala tym siłom ciemności panować nad ludzkością i pozostawać na Ziemi. Czytałem już w Internecie opinie krytyczne wobec tej mistyczki, a jednak – choć nie uważam, by była ona nieomylna – zasadniczo zgadzam się z nią w większości spraw, które porusza w swoich wykładach i książkach. Dlatego dla mnie oczywiste jest, że ludzie, którzy tak dzielnie próbują utrzymać w nas złe emocje i pozbawić wszelkiej nadziei, raczej nie służą Światłu. Szkoda tylko, że takie siły wiją sobie gniazdko w bardzo zasłużonym polskim czasopiśmie ezoterycznym, przemycając w nim dziwne poglądy pod płaszczykiem ezoteryki i duchowości.