Strona główna
ezotlo (4 kB)

Tomiwisizm

Tytuł tego tekstu może być nieco niezrozumiały dla wielu ludzi, ale dobrze oddaje cechę Polaków, o jakiej chcę napisać.

Z tomiwisizmem,nazywanym też tumiwisizmem, spotykamy się na każdym kroku. Gdy tylko uważniej rozejrzymy się w naszej rzeczywistości, przyjrzymy się zachowaniom rodaków, ujrzymy obraz państwa, którego obywatele robią wszystko byle jak, „na odwal się”, w którym roi się od fachowców typu „Na pewno będzie pan zadowolony...”. Efekt? Dziurawe drogi, niesmaczne produkty spożywcze, psujące się urządzenia, upadające fabryki (tak, tak, za to też odpowiada tomiwisizm, a nie tylko okrzyczana grabież, wyprzedaż, Balcerowicz itp.), walące się sufity hal itd. Listę można by ciągnąć w nieskończoność; każdy łatwo znajdzie własne przykłady, gdy coś nie działa na skutek niedbałości, bylejakości, niedopilnowania.

Nieraz zastanawiałem się, skąd się wzięła ta cecha Polaków, która wyraźnie wyróżnia nas wśród narodów Europy. Czy to wina zaborów? Lat komuny? A może to taki nasz charakter narodowy? Cóż, komunizm istniał po wojnie w wielu krajach, które jednak obecnie nie hołdują zasadom prowizorki na każdym kroku. Zabory były dosyć dawno, więc mieliśmy czas otrząsnąć się ze zwyczajów nabytych w tym okresie.

Ciekawe, że w niektórych częściach kraju tumiwisizmu jest jakby mniej, na przykład w Wielkopolsce. Czyżby Poznaniacy nauczyli się czegoś od Niemców podczas zaborów? Od Niemców??? Zgroza. Przecież każdy prawdziwy Polak wie, że ten naród to samo zło i nic dobrego od nich nie można się nauczyć. Cóż, wielu „prawdziwym Polakom” nie mieści się w głowie, że patriotyzm to nie tylko wymachiwanie szablą i antyputinowskie czy antyunijne okrzyki albo jazda z prędkością 200 kilometrów na godzinę przez centrum miasta, ale też tak przyziemne sprawy, jak rzetelne wykonywanie zwykłej pracy. To przecież niezgodne z naszą dumą narodową, z naszą ułańską fantazją!

Nie próbujemy nawet zadać sobie pytania, co by było gdyby każdy wykonywał dokładnie swoją pracę, ba, starał się wykonać ją jak najlepiej. Każdy! Robotnik, naukowiec, dziennikarz, a nawet polityk. Jednak to by wymagało zmiany pewnych nawyków, gdy przestajemy zadowalać się pierwszym rozwiązaniem problemu, gdy pisząc - w wypadku dziennikarzy - o czymś, szukamy różnych źródeł, szukamy prawdy, a nie próbujemy uzasadnić własne lub czyjeś tezy. To zresztą dotyczy również polityków. Wystarczy popatrzeć na ich występy w telewizji. Nikt nie docieka prawdy, każdy próbuje udowodnić jej wersję własną lub wersję prawdy swojej partii. A głupi pomysł, że dobro kraju jest ważniejsze od interesu własnego czy swojego stronnictwa, już chyba nie pojawia się w głowie żadnego polityka.

A cóż by się stało, gdyby jednak każdy jakimś cudem zaczął porządnie wykonywać to, co robi? Cóż, nagle zmniejszyłaby się ilość wypadków drogowych, budowlanych, polskie fabryki zaczęłyby produkować wyroby doskonałej jakości, co zostałoby odnotowane z czasem za granicą, przez co wzrósłby eksport i prestiż Polski w świecie. Artyści produkowaliby więcej dzieł, a przynajmniej solidnej sztuki, dziennikarze przedstawialiby rzeczywistość, a nie działali na zamówienie tych czy innych mocodawców, przez co wzrosłaby świadomość całego narodu. Politycy myśleliby o swoich wyborcach i dobru kraju, a nie o kolejnej kadencji i zadowoleniu własnej partii. Idąc do lekarza mielibyśmy pewność, że zrobi co możliwe, by naprawdę nam pomóc, a nie kolejnej firmie farmaceutycznej, że idąc do fryzjera, zostaniemy starannie i dobrze ostrzyżeni, że pociągi prawie zawsze będą punktualne... Ot, marzenia.

Nie da się zmienić natury ludzi, od dziecka przyzwyczajonych do bylejakości. Ale coś można zrobić. Uczyć w szkole odpowiednich zachowań. Dla przyszłości. Tylko kto ma to robić? Kto ma służyć przykładem? Nauczyciele, mający takie same zwyczaje, jak większość Polaków? Pętla się zapętla.

Trzeba by stworzyć nowy system szkolnictwa, bez związków z obecnym, szukający nowych sposobów wychowania i nauczania. Z naciskiem na rozwijanie samodzielnego myślenia, uczciwości, solidności i – o zgrozo – duchowości (nie tej kościelno-religijnej, oczywiście).

Mamy wizjonera proponującego coś takiego, niestety bez najważniejszego, moim zdaniem czynnika, czyli duchowości właśnie. Jest to pan Igor Witkowski, wspominany już na tej witrynie. W każdym razie warto przyjrzeć się jego pomysłom. Niestety w książkach, które czytałem, pan Witkowski skupia się jedynie na krytykowaniu przeszłości i wizjach apokalipsy oraz świetlanej przyszłości, nie podając żadnych konkretnych rozwiązań, które chciałby widzieć w szkolnictwie, czy nauczaniu. Cóż, może czytałem niewłaściwe książki tego autora. W każdym razie warto zwracać uwagę na to co on pisze i mówi, bo w sumie może mieć rację, nawet jeśli myli się w szczegółach.